Zapoznaj się z treścią ulotki
Wybierając się na wystawę fotografii wykonanych w odległym kraju, o którym wiem niewiele, najbardziej liczę na zdjęcia przedstawiające ludzi przy pracy, wykonujących codzienne zadania, bawiących się, odpoczywających w domu. Fotografie to tak naprawdę jedyny sposób, żeby poznać ludzi, którym nigdy nie uścisnę dłoni.
Warszawskie Muzeum Azji i Pacyfiku po
raz pierwszy odwiedziłam z okazji wystawy „Metamorfozy powojennej Japonii
1945-1964”. Byłam pod ogromnym wrażeniem tej kolekcji. Stanowiła niepowtarzalną
sposobność dowiedzenia się czegoś o Japonii zupełnie innej niż teraz:
zdewastowanej, podnoszącej się z gruzów, na wsi, w mieście, z daleka i z
bliska. Wchodziłam do obcych mieszkań, przyglądałam się ludzkim dramatom, by na
kolejnym etapie odnaleźć więcej uśmiechów – najpierw nieśmiałych, potem szerokich
– na twarzach coraz bardziej wyprostowanych ludzi.
Dlatego z wielkimi nadziejami
wybrałam się na wystawę zatytułowaną „Imperium Kirgiza. Od Kirgistanu do
Tadżykistanu”. Ciekawiło mnie, jak wygląda życie ludzi tego niewielkiego kraju,
niemal całkowicie górzystego, gdzie zima trwa od października do maja. Powinnam
jednak była najpierw zapoznać się z ulotką.
Autorka fotografii – Magdalena
Borowiec – o imperium Kirgiza mówi, że „to niezliczone pasma gór”, „wiatr,
chłód i ostry blask słońca”, „wędrówka od pastwiska do pastwiska”. Gdybym
wczytała się w opis wystawy, nie byłabym zdziwiona, że większość
zaprezentowanych zdjęć skupia się na panoramie, krajobrazie. To zdjęcia, które
kojarzą się ze słowami natura, samotność, surowość, asceza. Autorka oddała przedstawiony
w opisie temat, ograniczając wybór do mniej więcej 20 fotografii.
Dwadzieścia obrazów to mało, okrutnie
mało. Zbliżenie, detal pojawiają się na wystawie „Imperium Kirgiza” w ilościach
śladowych. Mało jest Kirgiza i jego zwyczajów w przepastnym pejzażu
Kirgistanu. Moje oczekiwania nie zostały zaspokojone.
Wypatrzyłam jednak dwa zdjęcia, za
które autorce dziękuję.
Na obu znajduje się kobieta. Nie
wiem, czy to ta sama, czy dwie różne niewiasty. Pierwszy obraz przykuwa uwagę,
krzyczy wręcz, żywą kolorystyką. Czaruje odcieniami czerwieni. Kobieta nie
patrzy w obiektyw, dlatego muszę podejść bliżej, aby przyjrzeć się jej twarzy,
dowiedzieć się czegoś więcej o osobie, która ukryła przede mną oczy –
zwierciadło duszy. Patrzy w dół na coś, co znajduje się poza kadrem.
Niekoniecznie jest piękna, ale dzięki perspektywie i światłu zachwyca urodą.
Bijący od dołu blask podkreśla jej rysy. Być może światło odbija się od
trzymanego w dłoni naczynia albo od wody. Tego nie wiemy. Kobieta kuca. Gotuje?
Myje naczynia? Nie wygląda na wyczerpaną. Jest zrelaksowana, skupiona. Jedną
rękę opiera na kolanie. Czym się zajmuje? To dla mnie tajemnica. Nic dookoła
nie stanowi wystarczającej wskazówki, oprócz tego, że kobieta prawdopodobnie przebywa
w pomieszczeniu. W jurcie?
Na drugim zdjęciu moim oczom ukazuje
się kolejna niewiasta. Uwagę przyciąga jednak drugi plan. Kobieta w białej
chuście, siedząca przodem do fotografki, za stołem, na którym leży misa z
owocami, jest niewyraźna. Ostrość skupiona jest pod ścianą za jej plecami. Stoi
tam toaletka z dużym lustrem. Wyraźnie odbija się w nim sylwetka. Widzę
starannie związany węzełek chusty, kształtne plecy, kolorowe owoce. Nie mam
pojęcia, jak wygląda twarz kobiety, czy jest stara, czy młoda. Kolejna zagadka.
Moją ulubioną cechą zarówno zdjęć,
jak i powieści jest niedopowiedzenie, otwarte zakończenie. Kadry, które
opisałam posiadają właśnie tę cechę. Co stoi przed moimi oczami, to jedno. Co
poza kadrem, to zupełnie inna historia, którą sama mogę sobie napisać.
Jeśli miałabym zdecydować, czy
polecić wystawę „Imperium Kirgiza”, uprzedziłabym, że nie jest pokaźna, jej
obejrzenie zajmuje zaledwie kilka minut i należy nastawić się raczej na
panoramę niż detal. Warto jednak odwiedzić ją dla fotografii, które znajdują
się na końcu korytarza.
Uwaga: Muzeum przechodzi obecnie
remont, dlatego pozostałe wystawy są zamknięte.
Imperium
Kirgiza. Od Kirgistanu do Tadżykistanu
Muzeum Azji i Pacyfiku
10
stycznia – 28 lutego 2016
Wpadnij też na FB fanpage K.A. Kowalewska
I już mnie masz :) Kobieta w czerwieni - może trzyma w niewidzialnej dłoni smartfon, czyta wiadomość od przyjaciela? A może ma kindla i wciągnęła ją dobra powieść? Może czyta "Autostop(y)"? :)
OdpowiedzUsuńDwa zdjęcia, które Cię ujęły, to już sukces - ja czasem wychodzę z muzeum po odnalezieniu dwóch "moich" dzieł, zostawiając nieobejrzane setki. Jak, yhm, yhm, nie przymierzając... Szymborska :)
Pamiętasz naszą wizytę w Tate Britain? "Coś mi tu zgrzyta" - powtarzałyśmy przy co drugim obrazie, bo dobrze nam było, ale w końcu każda zawiesiła się na czymś. Fajnie było! Razem!
Kilka dni temu widziałam "Kobiety" Annie Leibovitz, też zaskoczenie, że takie tłumy pchają się do dwóch salek, zdjęcia marnej jakości przyszpilone do planszy, a reszta w albumach albo na ekranach. A jednak, jak już przyszpiliło mnie kilka z nich, nieważne, jakiego formatu i technicznej jakości, byłam oczarowana.
Dzięki, zainspirowałaś mnie. Do myślenia po przekątnej :)
Wyczytałam wczoraj w takiej powieści, że w czasie zwiedzania galerii czy muzeów (nb. również w Londynie), facet głównej bohaterki kazał jej oceniać obrazy w skali szkolnej. Ciekawy eksperyment, nie? :)
OdpowiedzUsuńWidziałam Twoje zdjęcia z wystawy Leibovitz. Powiem Ci, że szkoda, że tak to zrobili. No jednak prezentacja zdjęć powinna dochowywać jakichś standardów, zwłaszcza że zdjęcia Leibovitz są bardzo dopracowane. Aż się prosi.
Jeśli ciekawią Cię zagadnienia interpretacji zdjęć, to czytałam kiedyś eseje na temat konkretnych (choć starych, nieznanych, wyszperanych na pchlich targach) zdjęć. Wojciech Nowicki "Dno oka". Ciekawe eseje, wciągające, otwierające oczy, uczą zwracać uwagę na szczegół.