Leń kontra redaktor
Wiecie, jakich redaktorów lubię najbardziej?
Takich, którzy kreślą mój tekst i przerabiają na swoją modłę.
A jakich nie lubię?
Tych, którzy są na tyle uprzejmi, by prawie nie ingerować w tekst, a sugestie ewentualnych poprawek umieszczać w komentarzach, w tonie luźnym, spekulacyjnym, dającym mi wolność wyboru.
Niestety moje lenistwo kicha na wolność wyboru. Moje lenistwo chce, by redaktor wykonał za nie całą robotę. Poprawić, zaliczyć, mieć z głowy, zapomnieć. Lenistwo nie chce ślęczeć nad już napisanym tekstem. Ono chce odpoczywać i tygodniami rozmyślać o wielkim sukcesie, jakim było ukończenie jakiegokolwiek opowiadania. :-)
Tyle, jeśli chodzi o śmichy chichy.
W ubiegłym tygodniu dostałam od redaktora dwa poprawione teksty. Wykonał świetną robotę. Jego czujność i bystre oko uratowały mnie przed ośmieszeniem. Po latach pracy jako tłumacz, którego wszystkie tłumaczenia były czytane przez weryfikatorów, a następnie po napisaniu wielu opowiadań, którym redaktorzy zgodzili się poświęcić uwagę, całkowicie uodporniłam się na tego typu krytykę. Nie walczę o każde słowo jak o własne dziecko. Pochylam z pokorą głowę i poprawiam tekst wedle sugestii, szczęśliwa, że mój pierwszy czytelnik, fachowiec, zadbał o to, by świat nie ujrzał niedopracowanego bubla.
Jak zwykle wyrażam wielki szacun dla pracy redaktorów, dla dostrzegania niuansów w stylu niemożność obliczenia wysokości fali, jeśli się nie ma w ręku dokładnej mapy hipsometrycznej. ;-)
Wpadnij też na FB fanpage K.A. Kowalewska
Komentarze
Prześlij komentarz
Zanim skomentujesz, zapoznaj się z zasadami bloga :-)