Nie!, zrobię okładkę tak, jak ja ją sobie wyobrażam



Maciej Kaźmierczak

Maciej Kaźmierczak – rocznik ’96. Pisarz, grafik, redaktor. Tak pisze o sobie w skrócie na stronie na Facebooku. W dziale CV prezentuje imponujący dorobek pisarski sześćdziesięciu publikacji obejmujących opowiadania, szorty i drabble. A ma dopiero dziewiętnaście lat! Maciej to człowiek, któremu kutnowskie liceum (gdzie pobiera nauki) nadało podczas VI Przeglądu Działań Twórczych Harenda tytuł „Supertalent”.


Maciek to człowiek, który zaprojektował moją okładkę. I wiecie co? Zgodził się ze mną o tym porozmawiać.


Maćku, po pierwsze gratuluję świetnej okładki. Jak to się stało, że akurat Ty ją zaprojektowałeś?
Jest mi naprawdę miło, że okładka przypadła Ci do gustu.
To, że akurat ja ją zaprojektowałem, jest, można śmiało powiedzieć, kwestią przypadku. RW2010 zorganizowało niegdyś konkurs na pewną okładkę. Gdybym nie miał już gotowego projektu, który pasował, zapewne później nie wziąłbym udziału w konkursie na okładkę właśnie do „Pijanego Skryby”, do którego zostałem następnie zaproszony. Dostałem pewne dyspozycje i czas na wykonanie projektu.

Idealnie wstrzeliłeś się w mój gust. Kiedy zobaczyłam Twój projekt, poczułam, jakbyś znał mnie od zawsze. Wyjaśnijmy czytelnikom, że poznaliśmy się dopiero po fakcie. Wyszukałam na Facebooku Twoje nazwisko, żeby osobiście wyrazić zachwyt nad okładką. Jak Ci się udało mnie tak odczytać? Czy posiadasz jakiś szósty zmysł?
Szósty zmysł na pewno by się przydał, aczkolwiek może to jedynie kwestia wczucia się w klimat tekstu, do którego tworzy się grafikę. Nie znaliśmy się wcześniej, ale może jednak zostały nawiązane jakieś telepatyczne więzi, dzięki którym stworzyłem coś, co mogłoby by być wyrazem naszej długotrwałej znajomości, gdyby ta rzeczywiście istniała.

Czym dysponowałeś, kiedy zaczynałeś pracę nad okładką?
Dysponowałem dość szerokim materiałem – opisem książki, twoim własnym jej streszczeniem i autorskim pomysłem na okładkę – o ile dobrze pamiętam składającym się z wordowskich grafik :) Gdy zobaczyłem, jakie masz wymagania, trochę się przestraszyłem – w zasadzie pomysł był, wystarczyło go wykonać.

Hahaha! Oczywiście celem moich wordowskich grafik było rozśmieszyć wszystkich naokoło, zwłaszcza profesjonalistów. Ale powiedz, jak udało Ci się prawie zupełnie zignorować moje sugestie, by w efekcie zaproponować tak doskonały projekt: sto razy lepszy od tego, co autorka miała na myśli? (Śmiech.)
Nie lubię mieć ustalonego z góry, co mam wykonać. Niech będą sugestie, drobne podpowiedzi, ale gdy zobaczyłem, że okładka jest już właściwie zaplanowana, jak już powiedziałem – trochę się przestraszyłem. A strach przerodził się w bunt – stwierdziłem: Nie!, zrobię okładkę tak, jak ja ją sobie wyobrażam. Co prawda na początku próbowałem stworzyć coś w konwencji, którą zaproponowałaś, jednak ta rozmywała się przy każdej kolejnej modyfikacji, aż w końcu niemal całkowicie odbiegła od propozycji. I o to mi chodziło! :)

Katarzyna Kowalewska
Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło, że tak się stało. Powiedz, dlaczego akurat taki projekt?
Pierwotnie projekt odzwierciedlał w pewien sposób twoje wytyczne – zawierał trzy przedstawione od pasa w dół postaci – Maćka, Maria i Sylwka. Próbowałem dodać jakiś szczegół, który zasugerowałaś, jednak nic mi tam nie pasowało. To był ten moment, w którym stwierdziłem, że ostatecznie nie chcę się opierać na konkretnych sugestiach. Zostawiłem jedynie centralnie usytuowane nogi, które uległy powiększeniu, dodałem kurę, o której było wspomniane w streszczeniu, a która naprawdę mi się podobała (nie mogło zabraknąć czegoś na wzór aureoli). Gdy miałem już te elementy, pozostało dopasowanie reszty szczegółów – tła, czcionki, kolorów. W tym przypadku liczy się kwestia kompozycji - co bardziej pasuje. Po kilku próbach ostatecznie pozostało czerwone tło, ciemnożółty tytuł, białe nazwisko.   


Czytałeś „Pijanego skrybę”? Jaka wiedza jest Ci tak naprawdę potrzebna w projektowaniu?
Przy robieniu okładki do „Skryby” czytałem jedynie streszczenie, opis i Twoje sugestie. Ale to mi wystarczyło do zobrazowania sobie klimatu książki; poza tym sporo rozmawiałem z redaktorką wydawnictwa, która „Skrybę” czytała, więc, pośrednio bo pośrednio, ale miałem wgląd w treść. Przy projektowaniu okładki jest to naprawdę wiele. Niekiedy wykonuje się coś w oparciu o opis, wcześniejszą wersję okładki, jeżeli taka istniała, drobnych sugestii autora lub wydawcy, znając przy tym jedynie tytuł lub opis. Zupełnie inaczej jest np. przy wykonywaniu ilustracji – tutaj trzeba mieć cały tekst, który należy przeczytać. Więc jak by nie patrzeć, przy robieniu okładki jest mniej czytelniczej pracy, można się skupić na samym „rysowaniu”, które jednak wymaga o wiele więcej wysiłku – nie rzadko kilku, a nawet kilkunastu wersji jednej grafiki.

Czy technika, w jakiej wykonałeś grafikę do „Pijanego skryby” to Twoja „specjalność zakładu”? Opowiedz o innych swoich projektach.
Od początku swojej przygody z grafikami przeszedłem przez kilka technik. Na początku były to po prostu rysunki wykonywane ołówkiem lub długopisem, potem przerzucane na komputer. Najczęściej niektóre elementy poprawiałem w fotoszopie, coś dorysowywałem, dodawałem jakiś efekt. Z czasem rysowanie na komputerze zaczęło mi się coraz bardziej podobać, coraz więcej elementów dodawałem do zeskanowanego rysunku. W końcu pomyślałem, czemu by czegoś nie stworzyć niemal od podstaw w tej formie. W ten sposób powstało kilka ilustracji do Szortalu Na Wynos. Pierwszą serią ilustracji tego typu były rysunki do zbioru Marcina Rusnaka (choć szkice do niektórych nadal robiłem na kartce). Wtedy jeszcze nie zajmowałem się robieniem okładek – o ile zabawą czernią i szarościami byłem zafascynowany, tak nie wyobrażałem sobie, abym mógł coś dobrego zrobić za pomocą wielu kolorów, na okładkę. Mimo wszystko zacząłem bawić się z projektami do własnej książki, potem poproszono mnie o zrobienie frontu do antologii „Zombiefilia”, której też byłem współautorem. Mogę się przyznać, że pierwsza wersja była zła – wykonana jak wcześniejsze ilustracje. Połowie autorów się podobała, połowie nie. Wtedy zacząłem myśleć o czymś innym – prostym, ale kolorowym. Udało się i bardzo spodobało. Tak powstała ostateczna wersja i tak zaczęła się moja przygoda z okładkami. 

Jak Ci się pracowało nad okładką do „Pijanego skryby”? To była droga przez mękę czy pestka?
„Pijany Skryba” miał kilka wersji, jak już zauważyłem, ale praca nad nim była przyjemnością. Co prawda długo zastanawiałem się, jak zacząć, a jak już zacząłem, to myślałem – jak coś zmienić, coś dodać, jak to ostatecznie zakończyć. W zasadzie okładkę wysłałem chyba pod sam koniec deadline’u. Wiele się podczas jej robienia namyślałem i nakombinowałem. Jednak są sytuację, gdy wykonuje się kilka wersji jednego projektu. Raz zrobiłem aż sześć ostatecznych opcji, które przedstawiłem autorowi do wybrania. W tym przypadku mimo dużej ilości pracy kombinatorsko-myślowej, poszło dość gładko.

Ja zachwyciłam się Twoją pracą. A jak reagują inni autorzy, dla których tworzysz okładki? Czy współpraca zawsze przebiega idealnie? 

Maciej KaźmierczakWspomnianą już okładką do „Zombiefilii” autorzy byli niemalże zachwyceni. Przy drugiej autor był również bardzo zadowolony. To były jednak pojedyncze przypadki pracy nad okładkami. Sytuacja zaczęła wyglądać inaczej, gdy zacząłem współpracować z RW2010. Tutaj, jeżeli autor nie miał do czegoś zastrzeżeń, to miało wydawnictwo. Czasem okładka się nie podoba, czasem trzeba zrobić nową wersję, coś zupełnie innego lub w ogóle zaniechać pracy, bo jest możliwość, że ktoś inny wykona ją lepiej.

Załóżmy, że możesz zaprojektować okładkę wymarzonej powieści. Która to będzie powieść i jak będzie wyglądała grafika?
Raczej nigdy nie myślałem nad tym, do czego specjalnego bym chciał wykonać okładkę. Co najwyżej, widząc pracę innych grafików, zachwycam się i mówię sobie „To jest super. Nigdy bym czegoś tak dobrego nie zrobił” albo wręcz przeciwnie – „Ja bym zrobił to lepiej”. Aczkolwiek druga wersja pojawia się niestety rzadziej (śmiech).

Ja myślę, że to kwestia czasu i wprawy, gdy szala przechyli się na drugą stronę. Ale zmieńmy na chwilę temat. Piszesz. I to niemało. (Śmiech.) Co uważasz za swoją działalność numer jeden: pisanie czy tworzenie grafiki?
Z tym mam niestety problem. Przed samym sobą mówię, że pisanie przede wszystkim, a grafika powinna zejść na drugi plan. Jednak przy pracy czasem wygląda to różnie – jestem w stanie np. odstawić pisanie i cały dzień albo dłużej zajmować się okładką. Gdy mam dobry pomysł, po prostu muszę usiąść i go zrealizować. Mimo wszystko wydaje mi się, że w pisaniu jestem nieco lepszy, poza tym moje studia będą z tym związane.

Od kiedy wiedziałeś, że chcesz tworzyć?
W moim przypadku pytania tego typu są dość trudne. Większość pisarzy np. mówi, że pisze, od kiedy tylko pamięta. Co prawda ja też, jednak nie jestem w stanie sobie przypomnieć, co tak naprawdę pierwszego napisałem i w zasadzie dlaczego. Jakaś luka, nie wiem – może kosmici mnie napadli i wyczyścili część pamięci. Jednak tak świadomie stwierdziłem, że na poważnie i dość regularnie chcę się zajmować pisaniem, gdzieś w pierwszej klasie gimnazjum. Wtedy miałem za sobą już kilka opowiadań, dużo ostrej krytyki (serdecznie pozdrawiam forumowiczów z Fantastyka.pl), która o dziwo mnie nie zniechęciła, jak to często bywa u osób w tym wieku. Co prawda wtedy pisałem w sposób tragiczny, jednak każde kolejne opowiadanie było coraz lepsze. Wtedy utwierdziłem się w przekonaniu, że jednak coś ciekawego może z tego wyjść. W liceum zacząłem tworzyć niby zawodowy pisarz (śmiech).

Czy łatwo jest połączyć te wszystkie kreatywne światy ze szkołą?
Nie chce się chwalić, jednak jestem dość dobrym uczniem, nie muszę się wiele uczyć, żeby ostatecznie coś umieć. Do drugiej klasy liceum było spokojnie, tworzyłem więcej prozy i grafik, niż się uczyłem. W klasie maturalnej zaczęły się schody, stwierdziłem – Nie, odstawiam to i biorę się za naukę. Świat artystyczny jest jednak jak uzależnienie, tego nie da się odstawić. Od września było trudno, niekiedy, np. podczas serii sprawdzianów, byłem „na głodzie” twórczym i stwierdzałem, że muszę coś napisać, nawet kosztem mojego maturalnego przedmiotu. Aktualnie mam jeszcze kilkanaście dni nauki, za chwilę matura. Obok mnie leży książka od historii, zadania z matematyki, a ja odpowiadam na pytania :)

No dobrze, postaram się streszczać. (śmiech) Opowiedz o swoich powieściach i opowiadaniach. W jakim gatunku czujesz się najlepiej? Jakie tematy poruszasz, a jakich unikasz? 

Maciej Kaźmierczak
Mam napisanie dwie powieści i połowę trzeciej. Pomysły na kilka kolejnych, pomysły na opowiadania. Złożyłem zbiór opowiadań i kompletuję następny. Można powiedzieć, że każdy tekst jest w innym gatunku. W zasadzie nie trzymam się jednej konwencji – lubię je mieszać, krzyżować, bawić się nimi. Do tej pory pisałem w naprawdę wielu stylach, mam za sobą nawet romans, western, opowieść o wampirze, choć wręcz nie cierpię tego wszystkiego (śmiech). Nie mam określonego gatunku, tak samo jak tematu – piszę, jeżeli wpadnę na ciekawy pomysł. Jeżeli jest ciekawy, to znaczy, że warty napisania, i nie ważne, co to jest. Z tego samego powodu niczego nie unikam – czasem przełamując nawet jakieś swoje wewnętrzne słabości czy osobiste tabu.
Przez to wszystko mam kilka tekstów, które są dość kontrowersyjne. Często poruszam tematy religijne – moja pierwsza powieść jest oparta na religijnym motywie – w sposób, który nie każdemu się podoba. Ale piszę to, co lubię i co uznam za ciekawe – dla mnie literatura rządzi się innymi prawami, niż reszta świata.

Dlaczego szorty i jeszcze krótsze drabble?
Pisanie szortów zawsze wydawało mi się zbyt trudne, drabble to już była prawdziwa abstrakcja. Jednak od czasu do czasu wpadałem na jakąś taką krótką, pojedynczą myśl, którą można było zrealizować właśnie jedynie za sprawą szorta. Dlatego je pisze – gdy mam coś krótkiego, ale bardzo ciekawego.
Dużo tego typu tekstów zacząłem pisać za sprawą Drabbli Na Niedzielę, zostałem włączony do ich Pocztu drabblistów polskich. Redakcja namawiała mnie do pisania do kolejnych numerów, ja szukałem ciekawych tematów, które niekiedy można było łatwo znaleźć.
Mimo wszystko jednak szorty nie są moją specjalnością. Preferuję dłuższe teksty.

Nad czym obecnie pracujesz?

Maciej Kaźmierczak ZwierzynaAktualnie dopracowuje zbiór opowiadań „Zwierzyna”, który ukaże się jesienią br. Myślę intensywnie nad dwiema kolejnymi powieściami i kompletuje następny zbiór opowiadań. W zasadzie po maturze biorę się ostro za pracę, ale co i jak konkretnie - mam nadzieję będzie można dostrzec już niedługo.
Co myślisz o współczesnych polskich twórcach? Masz swoich ulubionych autorów?
Uważam, że mamy wielu autorów, których powinien znać cały świat, których jednak nie docenia zachodni, ani niestety nasz własny rynek książki. Mam kilku ulubionych autorów, zarówno polskich jak i zagranicznych, choć polskich jest więcej :)

Czy istnieje taka książka, która zmieniła Twoje życie?
Tutaj chętnie nawiązałbym do poprzedniego pytania – mam kilku ulubionych autorów, a są takimi dlatego, że ich książki zmieniły moje życie. A przynajmniej w pewien sposób na nie wpłynęły albo zachwyciły mnie i wyróżniły się na tle setek innych książek, które przeczytałem. Pozwolisz, że ich wymienię: Witold Jabłoński i jego „Fryne hetera”, Izabela Szolc – „Żona rzeźnika”, Janusz Cyran – „Teoria diabła”, Grzegorz Drukarczyk – „Zabijcie Odkupiciela” i „Bogowie są śmiertelni” oraz Rafał Kosik i „Mars”. Najlepsi spośród żyjących Polaków. Do tego jest jeszcze Lem i „Powrót z gwiazd” oraz Wilde z „Portretem Doriana Graya”.
Ci autorzy wpłynęli na moje osobiste, jak i twórcze życie. Wyróżniam ich spośród wszystkich. Wymieniam ich zawsze, gdy jestem pytany o moich ulubionych. Voila!

No to mam kilka nowych lektur do listy. Mam nadzieję, że też uznam je za dobre. A propos: czym według Ciebie jest dobra książka?
Dobra książka to taka, po przeczytaniu której chciałbym sięgnąć po kolejną tego autora. Raczej za dobrą nie uznaję tej, którą mi się po prostu dobrze czytało, a którą zapominam po kilku tygodniach albo nawet wcześniej. Zapamiętuję autora albo szukam kolejnego.

Spotkałeś się pewnie z opinią, że artyści tylko leżą, pachną, inspirują się i zarabiają worki pieniędzy. Jak to jest naprawdę Twoim zdaniem? Jak wypadają polscy autorzy w porównaniu do zachodnich?
Raczej nie ma co porównywać. Zachodni rynek książki jest o wiele większy, tam też więcej ludzi czyta. Gdybyśmy wydawali po angielsku, zapewne wielu z nas w końcu zasłużenie zarobiłoby kilka woreczków pieniędzy, ale na pewno nie byłby to efekt leżenia, a ciężkiej pracy. Aktualnie niewielu polskich twórców ma w ogóle możliwość bycia w pełni docenionym, choć pracują równie ciężko. Zmienimy to, jeżeli więcej z nas będzie czytać, a ci, co naprawdę dobrze piszą, zostaną zauważeni przez Zachód. Wtedy na pewno się poprawi, ale wątpię, aby te marzenia kiedykolwiek w pełni się ziściły.
Niestety jest też tak, że wiele zachodnich bestsellerów jest niczym w porównaniu z naszymi dobrymi książkami. Może gdyby świat poczytał Polaków, to i czytelnictwo by wzrosło :)

Czym według Ciebie jest sukces artysty?
Umrzeć, zrobiwszy chociaż połowę tego, co się za życia planowało. (śmiech)

Zbliżamy się do końca, więc wróćmy do Twojej twórczości. Jakiemu czytelnikowi powinna spodobać się Twoja proza?
Czytelnikowi, któremu niestraszne są kontrowersje i który lubi swoisty misz-masz. Bo jeżeli przeczytał jeden mój tekst, to może się spodziewać, że kolejny będzie zupełnie inny. Chociaż nie do końca musi tak być.

Jak poważnie traktujesz projektowanie i pisanie? To Twoja pasja, pełnoetatowa praca czy jesteś dopiero na początku drogi?
Mimo, że jestem na początku drogi, to jednak obie sprawy traktuję poważnie. Pisaniem mam zamiar się zająć pełnoetatowo, jeżeli oczywiście będę miał co do tego możliwości i cały czas predyspozycje. O ile pisanie już traktuję jako pewnego rodzaju pracę, to projektowanie jest jak dodatkowa praca dorywcza. Stawiam na pisanie, ale grafiki też mają i mam nadzieję będą miały duży udział zarówno w moim twórczym, jak i zawodowym życiu.

Gdybyś mógł w jednym akapicie streścić swoją idealną biografię, jak ona by brzmiała?
Maciej Kaźmierczak – ur. w 1996 r. Zmarł, napisawszy ostatnie zdanie swojej najnowszej powieści.

Maciej KaźmierczakJa jednak życzę Ci, żebyś zdążył nacieszyć się sukcesem tej ostatniej powieści. (śmiech) Bardzo serdecznie dziękuję za rozmowę. To była dla mnie wielka przyjemność. Po cichu mam nadzieję, że uda nam się ponownie spotkać na gruncie zawodowym. Jestem pewna, że w swojej karierze udzielisz jeszcze wielu wywiadów, dlatego powiedz na koniec: jakie pytanie najbardziej chciałbyś usłyszeć od dziennikarza?
„Wspaniale! Ale czy to już wszystko, co masz nam do powiedzenia?”

A zatem…
Chyba tak :)
Dziękuję, było mi bardzo miło.

Foto: archiwum Maćka
Wpadnij też na FB fanpage K.A. Kowalewska

Komentarze

Popularne posty