Dowód ostateczny

Wyobraź sobie, że jesteś normalnym facetem w średnim wieku, masz żonę, dzieci, dobrą pracę, jesteś naukowcem, lekarzem, nie stronisz od sportu, lubisz przygodę i pewnego ranka zupełnie bez przyczyny zaczyna boleć cię kręgosłup. Po chwili ból przenosi się na głowę. W ciągu następnych kilkudziesięciu minut...

zapadasz w śpiączkę.

Przeżycie to opisał w książce Dowód Eben Alexander - absolwent studiów medycznych Uniwersytetu Duke'a, pracownik szpitali w Massachusetts i Harvardzie, profesor nadzwyczajny, który operował niezliczonych pacjentów za pomocą najnowszych zdobyczy technicznych. Autor ponad stu pięćdziesięciu rozdziałów i artykułów do recenzowanych periodyków medycznych. Człowiek, który poświęcił się nauce, który przywiązywał umiarkowane znaczenie do wiary, a w 100% do szkiełka i oka.


Można powiedzieć, że sześć dni w śpiączce, gdy jego mózg atakowany był przez pałeczki okrężnicy, których pojawienie się stanowiło wielką zagadkę medycyny, spędził właściwy człowiek, specjalista od działania mózgu.

Gdy jego szanse na przeżycie stawały się coraz mniejsze, ryzyko śmierci urosło do 90%, rodzina dojrzała do decyzji o pożegnaniu, doktor Alexander otworzył oczy i podziękował za wyjęcie rurki respiratora.

Wrócił, zszokował lekarzy i rodzinę powrotem do pełni sprawności umysłowej i opowiedział, o tym...

co widział w zaświatach.

Nie zdradzę szczegółów. Powiem tylko, że jego przeżycia zrewidowały jego poglądy na naukę, zmusiły do ponownego zdefiniowania siebie jako neurochirurga.

Książkę Dowód warto przeczytać. Daje ona pewne wskazówki na temat tego, co może dziać się z tymi procentami mózgu, których nie dane jest nam używać. Poznajemy pojęcie duchowej tożsamości. Wspomnienia i przemyślenia doktora Alexandra pozwalają z optymizmem patrzeć na to, co jest po. W dodatku bez udziału nauk jakiegokolwiek kościoła.

Książka jest sprawozdaniem z sześciu dni w śpiączce. W ujęciu z zewnątrz, czyli od strony medycznej, technicznej, z uwzględnieniem udziału rodziny i przyjaciół w powrocie doktora Alexandra. Równie szczegółowo przedstawiona jest wewnętrzna przygoda autora, przeżycia w czasie, gdy jego mózg był w śpiączce.

Doktor Alexander podkreśla, jak trudno było mu zrelacjonować przeżycia tych sześciu dni. Powiedział, że to tak jakby szympans przez jeden dzień władał kilkoma językami, rozmawiał z ludźmi, a potem zatracił tę umiejętność i musiał opowiedzieć wszystko swoim kolegom szympansom.

Nie jestem naukowcem, ale zdecydowanie bliżej mi do szkiełka i oka niż do religii. Lektura tej książki wzbogaciła mnie. Zaopatrzyłam się w kontynuację Dowodu, czyli Mapę nieba.

Jednak...

Dwie rzeczy budzą moje zastrzeżenia.

O ile relacja z wydarzenia zajmuje 250 stron książki, to próba wyjaśnienia przeżyć doktora Alexandra z perspektywy neurobiologicznej zajmuje raptem sześć stron załącznika. Dziewięć punktów hipotez, z których każda otrzymuje status niemożliwej. Jak dla mnie to trochę za mało. Mamy przecież do czynienia ze specjalistą, który ponad połowę życia poświęcił studiom nad działaniem ludzkiego mózgu. Oczekiwałabym od niego większej dociekliwości, a raczej szerszego przedstawienia tych zagadnień czytelnikowi.

Z tego poniekąd wypływa moje drugie zastrzeżenie. Pomimo szczegółowego opisu naukowych osiągnięć i umiejętności doktora Alexandra oraz tego, że przyznał się do nieszczególnego przywiązania do religii, mam wrażenie, że wiele w tym ostatnim aspekcie przemilczał. Na kartach książki jednak przewijała się jego relacja z kościołem, choćby obecność pastora - przyjaciela przy jego łóżku, modlitwy w jego intencji, o których wspominał czy przynależność żony do organizacji kościelnej (tu mogłam coś pomylić, mogło chodzić o pracę w strukturach kościoła, nie pamiętam). 

Ponadto we wstępie (i to jest ważne) podkreśla swoje przywiązanie do nauki, swoje bycie na bakier z kościołem, podczas gdy na końcu, w podsumowaniu, podziękowaniach, nie raz odwołuje się do Boga pisanego wielką literą, wspomina o teologii, "zesłanej przez niebiosa" rodzinie, "błogosławionych" lekarzach. Wiem, to tylko słowa, ale zwróciłam uwagę, że pojawiają się dopiero na końcu. Mam wrażenie, że to celowy zabieg, że na kartach, na których zapoznawał czytelnika ze swoim podejściem do tematu, unikał takich słów.

Zachęcam cię do przeczytania tej książki. Bardzo chciałabym na jej temat podyskutować. Nieważne, czy bliżej ci do religii, czy szkiełka i oka.

Komentarze

  1. Kasia jestem do dyspozycji w kwestii dyskusji - zamierzam polecić Dowód do listy DKK :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Bardzo chce podyskutowac o tej ksiazce i bede popierac jej kandydature w DKK :-)

      Usuń

Prześlij komentarz

Zanim skomentujesz, zapoznaj się z zasadami bloga :-)

Popularne posty