Fajny bajer

Obiło ci się o uszy wyrażenie "fajny bajer"? Jeśli znasz mnie osobiście, to pewnie tak.

Fajnym bajerem nazywa to, co wygląda szpanersko, ale interesuje mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg. Na zastosowanie takiego bajeru u siebie szanse widzę zerowe.

Dzięki portalowi booklips.pl miałam okazję przeczytać artykuł na temat nowego, prototypowego narzędzia pisarskiego Hemingwrite. Oto link to artykułu

Urządzenie wygląda tak (w jednej z wersji kolorystycznych):

źródło: Hemingwrite
Prawda, że szpanerskie? Pomyśleć tylko o lansie w Starbucksie.

Zanim przejdę do konkretów, tylko jedno metafizyczne pytanie: czy przedrostek "Heming" jest przypadkowy, czy ma docelowo zwiększyć grupę odbiorców?

A teraz konkrety: 


wynalazek nie wszedł jeszcze do produkcji (szczerze wątpię w zainteresowanie producentów). Reklamowany jest jako urządzenie piękne, łączące klasykę (maszyna do pisania) i nowoczesność (komputer). Ma służyć zarówno początkującym, jak i doświadczonym pisarzom. Jego atutem ma być fakt, że nie można na nim przeglądać poczty (ok...) ani łączyć się z wyszukiwarką internetową. Zalety te mają przemówić szczególnie do pisarzy, którzy nie mogą skupić się na pracy. O ile przeglądanie maili ani mnie ziębi, ani parzy, o tyle brak połączenia z internetem jest dla mnie chybionym pomysłem. Nie wyobrażam sobie pracy/ pisania bez otwartej wyszukiwarki, możliwości sprawdzenia nurtujących mnie w danym momencie słów/ zagadnień w słowniku synonimów, poprawnej polszczyzny, łączliwości wyrazowej, korpusie języka polskiego. Nie wyobrażam sobie również szukania tego wszystkiego w słownikach papierowych. Sorry, nie te czasy.

W pamięci urządzenia można przechowywać bardzo dużo tekstu (łał! kupuję!), bateria działa 6 tygodni (niewiarygodne!), no i ta dizajnerska obudowa i klawiatura. Szczerze? Osobiście, im bardziej wystające klawisze, tym gorzej mi się pisze (rym niezamierzony, ale brakuje mi synonimów - nawet słownik tym razem nie pomógł, do diaska!). I czy rzeczywiście ludzie piszący przedkładają dizajn nad praktyczność? Cóż, bliżej mi w tym momencie do kartki i ołówka...

Adam Leeb, jeden z wynalazców powiedział: Połączyliśmy wszystkie najlepsze aspekty maszyny do pisania, moleskine'a i komputera, by stworzyć nowoczesną klasykę.

Powtórzę: fajny bajer. Tylko po co? Przypomina mi to sytuacje, w których piszący znajomi dopytują się o różnego rodzaju przydatne aplikacje do edycji powieści, które dzielą na rozdziały, zapisują notatki i oferuję wiele innych cudów, o jakich nam się nie śniło. Równie częste są pytania o sposoby, rytuały, motywację do pisania. Cóż, jedyna odpowiedź, jaką mam, to: siądź na du&%*, weź kur#@& kartkę, długopis i pisz. Więcej ci nie trzeba. 

To tyle, jeśli chodzi o moje zdanie na temat nowego, pięknego wizualnie wynalazku do pisania Hemingwrite.

Zupełnie bez związku (tzn. jakiś na początku był, ale potem zmieniła mi się koncepcja wpisu. Tak czy inaczej historia ciekawa, więc napiszę) przypomniało mi się, jak pewnego razu byłam na wystawie wynalazków w Londynie. 

Był tam taki jeden facet, który koordynował sprawy wystawców, mailował, pomagał. Przechadzam się z nim raz aleją wśród wystaw. Na jednym ze stoisk prezentującym jakiś super sprzęt muzyczny widzę jego wielkie zdjęcie z autografem. Że facet wygląda, jakby dwadzieścia lat temu grał w londyńskiej kapeli punkowej, pytam (wskazując na zdjęcie): Hej, stary, jesteś muzykiem?

A on: Nie, wymyśliłem iPoda.

Ja na to: Taaa, jasne.

Na szczęście powiedziałam to cicho. Bo kiedy wróciłam do domu i wygooglowałam jego nazwisko, okazało się, że... faktycznie. Do diaska! IPod, iPhone, iPad, "aj" wszystko. Steve Jobs i jego rewolucyjne wynalazki. Czy słyszał ktoś kiedyś nazwisko Kane'a Kramera? No właśnie.

Historia bez związku, ale morał z niej taki: uważaj, bo czasem nieświadomie możesz zrobić z siebie głupa ;-)

Komentarze

Popularne posty