Doniesienia z 1984

Dawno, dawno temu, wracając z pracy do domu, mijałam stoisko z używanymi książkami. Że obok takich kramów nie potrafię przejść obojętnie, zajrzałam do pudeł.

Najpierw przetarłam oczy ze zdumienia, a potem upewniłam się, że to prawda. Połowę oferty, z pięć wypchanych po brzegi pudeł, stanowiła stara Sci-Fi.

Do domu wróciłam z godzinnym opóźnieniem, po opróżnieniu pobliskiego bankomatu (jak dobrze, że tam był), z niedopiętą torebką i dodatkową reklamówką w ręku. Miałam trochę miejsca na regale, więc moja półka z Sci-Fi urosła tego dnia do popisowych rozmiarów.


Lubię starą SF, ponieważ... jest urocza. Zwłaszcza napisane trzydzieści, pięćdziesiąt i więcej lat temu powieści, które opisują życie ludzkości setki lat po nas. Wyobraźnia autorów opierała się na wydarzeniach i osiągnięciach tamtych czasów. Starali się oni, by przedstawione światy i sytuacje wyglądały futurystycznie. W rezultacie dzisiejszy czytelnik uwielbia stare powieści fantastyczno-naukowe nie tylko dla rozgrywających się w nich wydarzeń, burzliwych losów bohaterów, ale i np. dla sytuacji i wynalazków w nich opisywanych, które są po prostu uroczo zabawne.


Czytamy więc o atakach gigantycznych grilli albo kosmicznych pianek lub galaretek. Wyprzedzająca nas o setki lat, kolonizująca kosmos ludzkość posługuje się wideofonami, magnetofonami kasetowymi, adapterami, mikrofilmami i radiem.

Przypomniałam sobie o tym, czytając powieść Poula Andersona Orbita bez końca. Powstała w 1984 roku. Posiada urzekającą polską okładkę ze statkiem kosmicznym, w którym, jak wynika z rysunku, mieści się zaledwie jedna ludzka głowa. Prawdopodobnie utrzymywana przy życiu przez jakąś fikuśną aparaturę, bowiem mamy do czynienia z obliczem całkiem urodziwej kobiety o ustach pomalowanych krwisto-czerwoną szminką.


Z treści dowiadujemy się nie tylko, że w statku powinna zmieścić się cała wieloosobowa ekipa zahibernowanych kolonistów, ale i próbki roślin, zwierząt, a nawet ludzi, którzy mają być odtworzeni na nowej planecie. Ci sami ludzie, którzy potem będą pracować na farmach, w kopalniach czy latać szkolnymi autobusami.

Dobra, koniec śmiechów. Książka porusza problemy polityczne i filozoficzne. Czytamy o zmieniającym się układzie sił między demokratami i konstytucjonalistami, o podziale kastowym, o stagnacji i wygodnictwie, o konieczności działania zespołowego. Całość podana w większości w formie dialogów, co przyśpiesza czytanie, jednak nie pozwala dobrze wczuć się w namiętności targające bohaterami.

Powiedziałabym, że to powieść dla amatorów gatunku i wielbicieli zabawnych ciekawostek. Ale można też powiedzieć, że to lektura skłaniająca do wejrzenia w głąb siebie i poddania krytyce własnej, wygodnej egzystencji.

Komentarze

Popularne posty