Przyjemność poprawiania
Nanoszenie poprawek przed rozesłaniem powieści
do wydawnictw to nieszczególnie radosna czynność. Okazuje się, że tekst
kuleje, i to na obie nogi. I najlepiej byłoby go napisać od nowa.
Skreślanie i przestawianie fragmentów wykańcza nawet najwytrwalszych.
Już nie bawisz się razem z bohaterami. Teraz zauważasz, że na stronie siedemdziesiątej zrobili coś, co zupełnie do nich nie pasuje, a na sto trzeciej znaleźli się w niewłaściwym miejscu i czasie, w dodatku ich włosy samoistnie zmieniły kolor. Co gorsza, tekst roi się od błędów, na widok których twoja babcia upuściłaby gar z kapuśniakiem.
Dwa lata temu, gdy powstawał Pijany skryba, wpadłam na pomysł, jak uprzyjemnić sobie proces poprawiania powieści.
Zabrałam wydruk na wakacje :-)
Ciepły piasek, leżak, szum fal, chłodzący drink pod ręką i nawet kreślenie tekstu stało się przyjemne.
Jak radzisz sobie z ostatnim etapem tworzenia? Masz własne patenty?
Jak radzisz sobie z ostatnim etapem tworzenia? Masz własne patenty?
Komentarze
Prześlij komentarz
Zanim skomentujesz, zapoznaj się z zasadami bloga :-)